Krótko po piorunującym zwycięstwie AKP w 2002 roku i objęciu przez nich władzy Turcja musiała zmierzyć z istotnymi wydarzeniami w regionie. Amerykańska interwencja w Iraku nie spotkała się z przychylnością członków społeczności międzynarodowej jak i członków NATO, choć z pewnymi wyjątkami. Do „koalicji wolności” dołączyły takie państwa jak Wielka Brytania, Australia czy Polska, mając nadzieje na uzyskanie politycznych lub gospodarczych korzyści w zamian za udział w kolacji wojskowej. Przed takim dylematem stanęła również Turcja. Recep Tayyip Erdoğan opowiadał się za, licząc na podobne korzyści jak przywódcy trzech państw. Chodziło konkretnie o możliwość rozpoczęcia ofensywy na Irak z północy, a także możliwość korzystania z tureckich baz lotniczych[1]. Iracka administracja doświadczyła znacznego osłabienia po wojnie z roku 1991, co umożliwiło sprawniejsze organizowanie się grupom PKK w północnych prowincjach Iraku. I choć po roku 1999 i aresztowaniu Abdullaha Öcalana i podpisania zawieszenia broni, zagrożenie ze strony PKK zmniejszyło się, to wraz z rozpoczęciem inwazji na Irak PKK znów stało się znaczącym zagrożeniem dla Turcji. Ewentualny udział tureckiego wojska na północne obszary Iraku, niewątpliwie mógł znacząco pomóc w osłabieniu PKK, i czasowego odebrania jej zdolności przeprowadzania akcji na terytorium Turcji na dużą skalę. Wniosek o udostępnienie terytorium amerykańskiej armii został jednak odrzucony przez turecki parlament, co doprowadziło do znacznego osłabienia w relacjach amerykańsko-tureckich[2]. Mając jednak na uwadze unilateralny charakter polityki międzynarodowej prowadzonej przez Georga W. Busha, i modelu NATO jako „skrzynki z narzędziami” do realizacji polityki, nie trudno jest stwierdzić jakoby nadzieje na udział Turcji w powojennej reorganizacji Iraku miałby się zrealizować, jeśli wspomogłaby USA w inwazji.
Amerykańska inwazja na Irak była pierwszym znaczącym kryzysem w relacjach turecko-amerykańskich po dojściu do władzy AKP. W oczach USA Turcja, nie jako jedyna, jawiła się jako nielojalny sojusznik. Z kolei w Turcji stosunek do amerykańskiej interwencji był daleki od pozytywnego. Warto zwrócić uwagę na panujące wówczas nastroje. Dojście do władzy AKP, jako partii opowiadającej się za odejściem od jednoznacznej polityki proamerykańskiej - między innymi za sprawą osoby Ahmeta Davutoğlu, twórcy koncepcji polityki zagranicznej w oparciu o idee neoosmanizmu - doprowadziło do zaszczepienia w społeczeństwie idei Turcji jako aktora niezależnego. W tym kryterium sama postać Busha jako polityka, którego charakter prowadzenia polityki miał formę bardziej narzucania woli, aniżeli koncyliacji czy współpracy, wpływał negatywnie na relacje.
Jednym z elementów amerykańskiej reorganizacji Iraku po 2003 roku, było referendum w sprawie przyłączenia w drodze referendum regionu Kirkuk do Regionu Kurdystanu (mającego status regionu autonomicznego w Iraku). Turecki establishment obawiał się wzrostu nastrojów niepodległościowych w regionie, które mogłyby się przelać na tureckie regiony kurdyjskie[3]. Do Kirkuku po zakończeniu działań wojenny powróciła znaczna część Kurdów, deportowanych z regionu za czasów Saddama Husajna, co jeszcze bardziej mogło spotęgować efekt zagrożenia bezpieczeństwa. W kontekście relacji turecko-amerykańskich problem objawiał się w zapoczątkowanym wsparciu USA dla mniejszości kurdyjskiej. Mowa o wsparciu politycznym dla dwóch znaczących kurdyjskich przywódców: Dżalala Talabaniego, ówczesnego prezydenta Iraku z ramienia Patriotycznej Unii Kurdystanu oraz Masuda Barzaniego, prezydenta regionu autonomicznego[4]. Finalnie do referendum nigdy nie doszło, a prowincja Kirkuk do dzisiaj uznawana jest za terytorium sporne.
Wynik amerykańskich wyborów prezydenckie w roku 2009 tureccy politycy przyjęli z zadowoleniem. “[...] wybór Obamy oznaczał nadzieję i nowy początek w kierunku reorganizacji amerykańskiej polityki zagranicznej [...] szczególnie ważny w rehabilitacji relacji USA z Bliskim Wschodem i [szerszym] światem islamskim” - tak opisywał nadzieje związane ze zmianą administracji w Biały Domu Ahmet Davutoğlu[5]. Jednocześnie w tym samym tekście określa on politykę Obamy w stosunku do Bliskiego Wschodu jako „wywołującą konsternacje i rozczarowanie”. Amerykańska administracja dawała sygnały, że postrzega Turcję jako potencjalnego lidera regionalnego. To wraz z deklaracjami o nadziejach demokratyzacji i liberalizacji w regionie Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej (MENA) mogło kreować wrażenie jakby to Turcja miała prowadzić (jako wzór) inne państwa regionu. Administracja Obamy, i on sam byli jednak wtedy skupieni na zmianie obszaru zainteresowania amerykańskiej dyplomacji. Pivot to Asia - czyli zwrot ku Azji, oznaczał zepchnięcie na drugi plan Europy i regionu MENA, a skupienie się na rosnącej - szczególnie po roku 2001 - w siłę Chińskiej Republice Ludowej, rzucającej gospodarcze wyzwanie USA.
Wydaje się, że najwyższy poziom (przez pryzmat zadowolenia/dobrych relacji) w stosunkach z USA Turcja osiągnęła w roku 2011, na krótko po wybuchu Arabskiej Wiosny[6]. Spełniły się wówczas nadzieje, jakoby państwa arabskie modernizować się miały na wzór turecki tj. zachowanie tożsamości religijnej przy jednoczesnym przyjęciu ustrojów demokratycznych. Tak na nowo zorganizowane państwa mogłyby w końcu zapewnić stabilizację w regionie.
Jednak wraz z postępowaniem Arabskiej Wiosny jej skutki zdawały się być dalekie od zakładanych początkowo idei. Dla Turcji szczególne znaczenie miały wydarzenia, które w jej wyniku zaszły w Syrii. Syryjska wojna domowa zdaje się być największym problemem regionalnym, który bezpośrednio wpływa na Turcję, a jednocześnie jest jednym z punktów zapalnych w relacjach amerykaństwo-tureckich.
Turcja jak i Stany Zjednoczone właściwie niezwłocznie po wybuchu wojny domowej w Syrii (marzec 2011) potępiły dotychczasowy reżim Baszara al-Assada i zerwały z nim stosunki dyplomatyczne. Kluczowym czynnikiem w syryjskiej wojnie domowej miała być jednak rozwijana od lat 80. ubiegłego wieku broń chemiczna. Administracja Obamy w 2012 roku wyznaczyła „czerwoną linię” grożąc militarną interwencją, w przypadku użycia przez reżim broni chemicznej do walki z (wspieranymi przez Zachód) oddziałami rebelianckimi[7]. Destabilizację syryjskiego państwa starali się wykorzystać tureccy decydenci. Podobnie jak w roku 1990 chodziło o ustanowienie pewnego rodzaju strefy buforowej mającej pozwalającej Turcji kontrolować kurdyjską mniejszość w północnych regionach Syrii. Pomysł ten nie spotkał się jednak z aprobatą zachodnich sojuszników obawiających się bezpośredniego zaangażowania w konflikt[8].
Reżim Assada przekroczył wyznaczoną czerwoną linie w sierpniu 2012 roku w Gucie. Atak rakietami zawierającymi związki chemiczne doprowadził według różnych szacunków do śmierci od około 280 do prawie 1800 cywili[9]. Sam atak nie wywołał jednak natychmiastowej reakcji administracji Obamy, co znacząco zaniepokoiło turecki rząd. Brak amerykańskiej reakcji, a także wątek frakcyjny syryjskiej wojny domowej rozpoczął proces degradacji stosunków amerykańsko-tureckich. Kolejnym istotnym etapem w amerykańsko-tureckim rozłamie był rok 2013. Doszło wtedy do wydarzenia, które możemy postrzegać jako katalizator zmiany polityki AKP i Erdoğana z prodemokratycznego i europejskiego na autorytarny. Protesty, początkowo będące pojedynczym sprzeciwem wobec budowy centrum handlowego, przerodziły się w ogólnokrajowe. Nastroje społeczne pogarszała również, trwająca już od dłuższego czasu, migracja syryjskich obywateli z ogarniętego wojną kraju do Turcji. Problem syryjskich mniejszości będzie później wykorzystany przez rząd Erdoğana jako polityczna karta przetargowa w czasie kryzysu migracyjnego w roku 2015.
Wracając jednak do wojny domowej w Syrii, należy wspomnieć o jej frakcyjności. Przeciw siłom rządowym, wspieranym przez Rosję i Iran, wystąpiły takie organizacje czy rebelie jak wspieraną obecnie przez Turcję Syryjską Armię Narodową (FSA), Syryjskie Siły Demokratyczne, wspierane przez USA i w których skład - co ważne - wchodzi Yekîneyên Parastina Gel (YPG), czyli zbrojne ramię kurdyjskiej Partii Unii Demokratycznej (PYD) oraz szeroko pojęte tzw. Państwo Islamskie (IS)[10]. W kontekście relacji amerykańsko-tureckich szczególnie istotne są te dwie ostatnie. Stany Zjednoczone rozpoczęły współpracę militarną i polityczną z YPG i PYD, zwracając uwagę na potrzebę oddziaływania na IS regionie. Zarzut ten skierowany był bezpośrednio w stronę tureckich decydentów, którzy bez reakcji obserwowali jak IS przypuszcza atak na północne - zamieszkane przez Kurdów - regiony Syrii. W tureckiej percepcji YPG i PYD stanowiły znaczące zagrożenie z uwagi na powiązania tych organizacji z PKK, będącym fundamentalnym zagrożeniem dla integralności tureckiego państwa[11]. Jawne wsparcie USA dla organizacji stanowiących zagrożenie dla tureckiego państwa oraz oskarżenia o bierne przyzwolenie dla funkcjonowania organizacji terrorystycznej przyczyniły się do kolejnego spadku zaufania pomiędzy dwoma partnerami.
[1] https://www.latimes.com/archives/la-xpm-2003-mar-02-fg-iraq2-story.html [dostęp:10.11.2024]
[2] K. Wasilewski, Sen o potędze: neoosmanizm w polityce zagranicznej Republiki Turcji, op. cit., s. 158
[3] https://www.reuters.com/article/economy/little-chance-of-kirkuk-vote-in-2007-iraqi-mp-idUSL20824900/, [dostęp: 10.11.204]
[4] K. Wasilewski, Sen o potędze: neoosmanizm w polityce zagranicznej Republiki Turcji, op. cit., s. 161
[5] https://www.aljazeera.com/features/2017/2/3/from-obama-to-trump-lessons-and-challenges, [13.11.24]
[6] K. Wasilewski, Sen o potędze: neoosmanizm w polityce zagranicznej Republiki Turcji, op. cit., s. 188
[7] Ibidem.
[8] K. Wasilewski, Sen o potędze: neoosmanizm w polityce zagranicznej Republiki Turcji,op. cit., s. 189-190
[9] https://en.wikipedia.org/wiki/Ghouta_chemical_attack [dostęp: 13.11.2024]
[10]https://jusoor.co/en/details/map-of-military-control-across-syria-at-the-end-of-2022-and-the-beginning-of-2023, [dostęp: 15.11.2024]
[11]https://pism.pl/publikacje/Perspektywy_relacji_turecko_ameryka_skich_w_kontek_cie_wojny_w_Syrii_, [dostęp: 15.11.2024]