Recenzja publikacji B. Pitre, „Jezus i żydowskie korzenie prawdy o Chrystusie”, tłum. M. Sobolewska, wyd. WAM 2025.
Każdy, kto kiedykolwiek studiował, miał swojego ulubionego wykładowcę. Takiego, na którego wykłady zawsze szło się z przyjemnością, wyczekiwaniem, a może nawet czymś z gatunku przyjemnej ekscytacji. Taki wykładowca nie zawsze musiał wykładać ulubiony przedmiot, w moim przypadku byli to na przykład profesorowie prowadzący historię starożytności oraz historię średniowiecza, a z tymi dziedzinami mam ostatecznie niewiele wspólnego. Chodzi o samą postać, sam sposób prowadzenia zajęć, dzielenia się swoją pasją, słowem – o to, żeby wykład był jak dobry podcast.
Wszystkie te cechy: znakomitego wykładu i rewelacyjnego wykładowcy, są obecne w narracji prowadzonej w najnowszej książce Branta Pitre’a, profesora z Notre Dame Seminary w Nowym Orleanie, pt. „Jezus i żydowskie korzenie prawdy o Chrystusie”. Nawet struktura, na którą składa się 13 rozdziałów, odpowiada rzeczywistości akademickiej, gdzie na 15 zajęć, odejmując zajęcia organizacyjne i termin „zerowy”, wypada właśnie 13 spotkań z wykładowcą. Można je podzielić w zasadzie na dwie części: 1-7 dotyczą Ewangelii, 8-13 postaci Jezusa.
Pismo Święte i historia
Na początku autor zapoznaje nas ze stanem badań – istniejącymi koncepcjami, dotyczącymi historycznego Jezusa, podejmuje temat „głuchego telefonu” przy spisywaniu Ewangelii, odwołuje się do zakładu C.S. Lewisa dotyczącego możliwości postrzegania Jezusa. Jedna rzecz, która może irytować, ale przy tym wpisuje się w kontekst „klimatu wykładów”, to powtarzanie, że „o tym będzie mowa dalej”, „tym się jeszcze zajmiemy” – rozumiem oczywiście, że przy prezentowaniu dotychczasowych badań na danym polu jest to nieuniknione, ale można tu było zastosować tylko jedno takie zastrzeżenie – np. na początku rozdziału, że pewne kwestie są tu tylko sygnalizowane, a ich rozbudowanie, omówienie czy krytyka, następuje w dalszym toku narracji.
W tymże dalszym toku autor stawia, a co ważniejsze odpowiada, na bardzo trudne pytania, stawiane często nawet w rozmowach nieakademickich np. czy Ewangelie były anonimowe? Co z szeregiem Ewangelii, które nie weszły w skład Pisma Świętego? Jak datować Ewangelie?
Do udzielenia odpowiedzi posługuje się Pismem Świętym, co jasne, ale nie waha się także przedstawić jego treści w kontekście tradycji żydowskiej oraz epoki historycznej, w której powstało. Ba, stara się nawet określić gatunek literacki Ewangelii! Z korzyścią dla wiarygodności wywodu jest również zabieg argumentowania ad auctoritatem, z odniesieniem nie tylko do autorytetu Ojców Kościoła, ale również do tych, których dziś uważamy za heretyków. Bardzo interesujące jest takie kompleksowe spojrzenie na Ewangelie oczami nie tylko tych, którzy są dziś niejako „oficjalnie” uznawani za obrońców prawdziwości Pisma Świętego.
Będąc przy argumentacji wypada wspomnieć o metodologii. W tej materii nie można mieć nic do zarzucenia, autor posłużył się znakomicie kontekstem epoki, tradycją żydowską, przy okazji zaznajamiając czytelnika z wieloma nieoczywistymi faktami dotyczącymi kontekstu powstania, datowania, a nawet klucza wyboru Ewangelii. Do tego – dla bardziej analitycznych umysłów – zamieszczono przejrzyste i zwięzłe tabele, które świetnie porządkują narrację.
Odkrywanie tego co znane
W części poświęconej postaci Jezusa w kontekście tradycji żydowskiej autor wychodzi od zaprezentowania czytelnikowi kim właściwie miał być i czego należało się spodziewać po żydowskim Mesjaszu. Tłumaczy przy tym bogaty kontekst – prorocki i kulturowy – takich, wydawałoby się, oczywistych pojęć jak „Królestwo Boże”, czy „Syn Człowieczy”, a także dlaczego właściwie Mesjasz żydowski miał ponieść śmierć. W dalszej części stara się podać odpowiedzi na bardzo trudne pytania: Co właściwie Jezus mówił o sobie? Czy uważał się za Boga? Dlaczego został ukrzyżowany? Dlaczego uwierzono w zmartwychwstanie?
W moim przypadku duże wrażenie wywarło przedstawienie w kontekście żydowskich korzeni Jezusa takich – znów – wydawałoby się oczywistych kwestii, a nawet niejednokrotnie często używanych wyrażeń tj. „proroctwo Daniela” czy „cud Jonasza”. Zakładam, że każdy kiedyś słyszał obydwa podane wyrażenia, ale co one w zasadzie znaczą? Dla mnie na nowo odkrył to prof. Pitre.
W tej części książki chyba najbardziej spodobało mi się rzeczowe podejście autora do postaci Jezusa, a kwestii wiary w Niego. Profesor wychodzi z – słusznego – założenia, że „pomijanie dowodów ich nie usuwa” więc uczciwie prezentuje wyniki swoich badań dotyczących Pisma Świętego i postaci Jezusa w kontekście tradycji żydowskiej, ale jednocześnie nie narusza tej delikatnej rzeczywistości, jaką dla każdego jest jego wiara lub niewiara: „Mogę przedstawić tu wszystkie historyczne argumenty mówiące o powstaniu Ewangelii, wszystkie powody, dla których powinniśmy wierzyć, że pochodzą one od apostołów i ich uczniów. Mogę też zaprezentować wszystkie historyczne dowody na to, że Jezus Chrystus z Nazaretu podawał się za oczekiwanego od dawna żydowskiego Mesjasza, niebiańskiego Syna Człowieczego i Syna Bożego o boskiej tożsamości. Mogę zrobić to wszystko – w istocie tego właśnie starałem się dokonać w tej książce najlepiej, jak umiałem. Jest jednak coś, czego nie mogę uczynić. Nie mogę udzielić odpowiedzi na najważniejsze pytanie czy Jezus z Nazaretu rzeczywiście był Bogiem. Na to pytanie każdy musi odpowiedzieć sobie sam”.
Dla kogo?
Podsumowując, moje podstawowe obawy dotyczyły zbytniej specjalizacji tematu. Zwyczajnie, bałem się, że książka profesora-biblisty będzie czymś tak trudnym, że przekroczy moje zdolności poznawcze. Tak nie jest. Z czystym sumieniem mogę polecić książkę każdemu. Zarówno początkującym w tych tematach, gdyż cały wywód jest logiczny, prowadzony od podstaw, jak i specjalistom, gdyż autor dochodzi do ciekawych wniosków, które często są podnoszone pierwszy raz w literaturze, a niejednokrotnie mogą zaskoczyć. Studentom i tym którzy za studiami tęsknią, dla poczucia pierwszy, lub kolejny raz, tego, co znaczy wykład prowadzony z pasją.
Przede wszystkim jednak, uważam, że książka jest dla tych, którzy regularnie chodzą do kościoła. Znakomicie pomaga odkryć na nowo – a może pierwszy raz – jak głębokie jest to, co słyszy się tydzień w tydzień z ambony, może już nawet nie zwracając na to uwagi.